W poszukiwaniu źródła wysokiej jakości relacji międzyludzkich

Zagadnieniem, które w sposób szczególny nurtuje współczesnych pedagogów, wychowawców jest jakość relacji międzyludzkich. Odnotowywany w statystykach wzrost agresji, przemocy, nie tylko wśród dorosłych, ale również wśród  młodzieży,  a nawet dzieci, budzi uzasadniony niepokój. Ponadto takie zjawiska jak wzrastająca ilość rozwodów, czy mobbing w miejscu pracy, stwarzają pilną potrzebę działań, które powstrzymałyby te niekorzystne zjawiska. Niekorzystne zarówno dla życia społecznego jak również dla życia jednostki.                                                                                                                
Mówiąc o obniżającej się jakości relacji międzyludzkich, trudno tu nie wspomnieć o relacjach występujących na  scenie politycznej. Wzajemne oskarżenia czy krytyka przyjmują formy nie tylko dalekie od zachowań mieszczących się w sferze dobrych obyczajów, ale również uniemożliwiających współpracę. Nie pozostaje to bez wpływu na standardy zachowań na niższych szczeblach władzy, jak również w relacjach władza – obywatel. 
W obliczu takiej sytuacji, w sposób naturalny pojawia się pytanie, o zakres podejmowanych obecnie działań, których celem byłoby co najmniej ograniczenie tych negatywnych zjawisk. Dziś nikt nie ma cienia wątpliwości, iż są one bardzo pilne. Czy poza promocją numeru alarmowego 112, oraz informacjami medialnymi obnażającymi coraz niższą jakość życia społecznego, podejmowane są inne działania ? Co proponuje psychologia społeczna , która bada i analizuje zachowania i postawy człowieka w kontekście relacji społecznych ?                                                                                                                                                             
Zdawać by się mogło, że to właśnie psychologia społeczna potrafi odnaleźć sposób na powstrzymanie tych niekorzystnych tendencji. Takie przekonanie budują chociażby słowa, światowej sławy psychologa społecznego Elliota Aronsona : „…psychologowie społeczni mogą odegrać znaczącą rolę w uczynieniu świata miejscem bardziej nadającym się do życia…znajdują się w szczególnie uprzywilejowanej pozycji pod względem możliwości wywierania głębokiego i korzystnego wpływu na nasze życie.” [1]   W obliczu takich stwierdzeń oraz „twardych” dowodów potwierdzających wzrost niekorzystnych zjawisk w życiu społecznym,  stanowisko Aronsona można uznać za przejaw braku naukowej pokory . Ponadto zasadnym staje się stwierdzenie, iż psychologia społeczna, mimo wysiłku wielu jej przedstawicieli, mimo licznych badań i analiz, nie potrafiła dotychczas wypracować skutecznej metody na „głęboki i korzystny wpływ na nasze życie”. Być może przyczyna tego stanu rzeczy tkwi, nie w braku dobrych intencji, a w „zakleszczeniu się” psychologii społecznej w swoich schematach poznawczych. Odkryte zjawiska i zależności,  poddane licznym badaniom, potwierdzały wcześniejsze wnioski. I nie miało znaczenia, czy nowe odkrycia miały korzystny czy destrukcyjny wpływ na życie społeczne.  Ważne było samo odkrycie.    
Tezę taką potwierdza stanowisko innych  psychologów społecznych. I tak na przykład dr Wiesław Baryła twierdzi, że „Inni ludzie są bardzo ważni, bo tylko poprzez kontakty z nimi możemy zaspokoić podstawowe potrzeby, takie jak potrzeba…samooceny… Tak więc niezależnie od tego, czy nam się to podoba, czy nie , w życiu każdego z nas najważniejsi są inni ludzie. To ich zachowanie i reakcja na nas decyduje o tym, co uważamy za istotę naszej tożsamości.”[2]   Dr Baryła jednocześnie mocno podkreśla fakt, iż żadna inna nauka tylko  psychologia społeczna, posiada liczne dowody na istnienie tej zależności. Okazuje się, że jest ona bardzo niekorzystna, zarówno dla jednostki, jak i dla życia społecznego. Pogodzenie się z nią, do czego namawia dr Baryła, to również pogodzenie się brakiem możliwości powstrzymania destrukcyjnych zjawisk społecznych, co wprost wynika ze stanowiska psychologii indywidualnej.                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                    Zgodnie z głoszoną przez nią tezą, samoocena  stanowi fundament jakości naszego  życia . Mówi o tym m.in. Karen Horney, Eric Berne, Nathaniel Branden. Kiedy posiadamy wysoką samoocenę, oraz poczucie własnej tożsamości,   lepiej radzimy sobie z wyzwaniami życia, wykazujemy motywację do aktywności życiowej, potrafimy budować dobre relacje z innymi. Z kolei niska samoocena wyzwala zachowania agresywne, lub postawę wycofania się z relacji.  Jak twierdzą psychologowie, posiadają oni liczne dowody na potwierdzenie ogromnego znaczenia samooceny dla naszego życia. W obliczu ich stanowiska oraz tego, głoszonego przez psychologów społecznych jawi się czarna wizja jakości życia społecznego.
O to bowiem, to co stanowi fundament pozytywnych postaw jednostki w relacjach społecznych (samoocena), jednocześnie wprost zależy od tych relacji. Samoocena w stosunku do relacji społecznych, występuje w podwójnej roli : jako przyczyna i jako skutek. Biorąc zaś pod uwagę obniżającą się jakość relacji społecznych (co potwierdzają statystyki) trudno mówić o wzroście samooceny jednostki . Przyjmując stanowisko psychologii społecznej za słuszne, uzasadnione jest stwierdzenie, że „wpadliśmy” jako społeczeństwo w destrukcyjną spiralę. 
Na szczęście stanowisko  psychologów społecznych prezentuje tylko część prawdy o człowieku, pomijając zjawiska które dają nadzieję, na poprawę relacji międzyludzkich.  Wielu naukowców i myślicieli twierdzi, że możemy w znacznym stopniu doskonalić nasze życie w sposób autonomiczny. Możemy budować poczucie własnej  tożsamości oraz samoocenę, w oparciu o własne, niezależne od innych ludzi zasoby.  Są i tacy, którzy twierdzą, że jest to wręcz koniecznością. Profesor Mihaly Csikszentmihalyi z Uniwersytetu w Chicago, badający warunki optymalnego funkcjonowania człowieka, twierdzi, że „Aby pokonać niepokój i depresję, jakie towarzyszą nam w życiu, ludzie muszą uniezależnić się od środowiska społecznego – w takim stopniu, aby przestać reagować wyłącznie na nagrody i kary rozdzielane przez społeczeństwo. By osiągnąć taką autonomię, dana osoba musi nauczyć się wynagradzania samej siebie.”[3]  Profesor Csikszentmihalyi przekonuje, że „…człowiek nie musi zamieniać się w marionetkę sterowaną przez społeczeństwo.”[4] Stwierdzenie „nie musi” zamieniłbym na „powinien zrobić wszystko, aby nie zamienić się w marionetkę sterowaną przez społeczeństwo.” Brak autonomii sprawia, że jesteśmy uzależnieni od innych podobnie jak alkoholik od alkoholu, albo narkoman od narkotyków. Konsekwencją takiego uzależnienia jest albo zabieganie o aprobatę innych, albo pęd do sprostania społecznym standardom sukcesu. W takiej sytuacji odpowiednie mechanizmy dbają o naszą motywację do takich działań. Ważniejsze staje się jaki mam być, a nie jaki jestem. Nasze poczucie spełnienia i szczęście praktycznie zależy od innych. Kiedy inni nie spełniają naszych oczekiwań, albo nie jesteśmy w stanie spełnić warunków społecznych standardów sukcesu,  pojawia się uczucie odrzucenia, lęk albo złość i agresja. Taka nasza reakcja wywołuje z kolei negatywy wpływ na innych, szczególnie na tych silnie  „społecznie uzależnionych”, co w swoich badaniach wykazują psychologowie społeczni. I tak zamyka się pętla niekorzystnych dla wszystkich zjawisk.                                                                                                                                                                
Trudno przecenić postawę autonomiczną człowieka zarówno w kontekście jakości relacji społecznych, jak również dla jakości życia jednostki. Profesor  Maria Czerepaniak – Walczak z Uniwersytetu Szczecińskiego twierdzi, że „…wolność jest jednocześnie celem i warunkiem aktywności podmiotu ukierunkowanej na samodzielne osiąganie dorosłości intelektualnej, emocjonalnej i moralnej.”[5] Jeżeli chcemy być społeczeństwem w pełni dojrzałym, to niezbędne są działania nie tylko promujące autonomię, ale i pozwalające ją osiągnąć. Profesor Maria Czerepaniak – Walczak mówi również, że „Poznawanie warunków osiągania wolności i korzystania z niej jest kluczowym zadaniem współczesnych nauk o wychowaniu.”[6] Jak z tego wynika, nauki o wychowaniu stoją w sprzeczności ze stanowiskiem psychologów społecznych przekonujących nas, że  „czy nam się to podoba, czy nie , w życiu każdego z nas najważniejsi są inni ludzie” . Można mieć tylko nadzieję, że to właśnie nauki o wychowaniu, a nie psychologia społeczna, staną się źródłem programów edukacyjnych, gdyż prawdziwy rozwój, życiowa satysfakcja i szczęście bierze swoje źródło w wolności człowieka. Mówi o tym m.in. Erich Fromm, ks. Józef Tischner i Anthony De Mello. Wśród grona tych, którzy przyznają ogromne znaczenie wolności człowieka, na szczególną uwagę zasługuje Viktor Frankl. Więzień obozów koncentracyjnych, profesor psychiatrii i neurologii, autor licznych publikacji, twórca logoterapii. Jego wiarygodność potwierdza nie tylko wieloletnia praktyka psychiatryczna oraz osiągnięcia naukowe, ale przede wszystkim doświadczenia osobiste wyniesione z pobytu w obozach koncentracyjnych. To one stanowiły fundament głoszonych przez niego koncepcji. Viktor Frankl twierdzi, że „Człowiek nie podlega całkowicie zewnętrznym wpływom, lecz sam świadomie decyduje, czy ulec danym okolicznościom, czy im się przeciwstawić. Innymi słowy, ma nieograniczoną wolność samookreślania się.”[7] 
Psychologowie społeczni w jednym mają rację : uzależnienie współczesnego człowieka od innych jest bardzo powszechne. Żyjemy w społeczeństwie wolnym, ale tylko formalnie. Wolność uzyskana w 1989 roku, niestety nie przełożyła się na autonomię wewnętrzną, czego konsekwencje możemy obserwować w życiu i w statystykach. Jednak zmiana tego stanu rzeczy jest możliwa, jeżeli wiedzę o sobie nie ograniczymy tylko do tej, prezentowanej przez psychologów społecznych.                                                                                    

Józef Przemieniecki

Scroll to Top